Przypadek – kilka dni temu obejrzałem w necie “szkolenie” Mateusza Grzesiaka. Pewnie go znacie, więc nie będę człowieka przedstawiał. Piszę “szkolenie”, bo w gruncie rzeczy była to jego autopromocja i reklama płatnego Total Motivation Program.
Nie będę się znęcał nad wartością tego “szkolenia”. W końcu nie straciłem czasu – znalazłem inspirację do wpisu, który, mam nadzieję Wam się przyda. Oto siła przypadku 😉
Na pewno Mateusz Grzesiak jest sprawnym przedsiębiorcą i mistrzem autopromocji. To trzeba mu przyznać. Być może widz, który dopiero zaczyna uczyć się planowania i realizacji celów, skorzysta z jego video. Sam oprócz ogólników nie znalazłem tam niemal żadnych praktycznych i konkretnych wskazówek. Grzesiak obiecuje, że jak kupimy program, to je dostaniemy. Programu nie kupiłem, więc nie oceniam jego wartości.
O niebo więcej niż z tego “szkolenia” dowiecie się (gratis!) np. ze strony Asian Efficiency. Niedawno znalazłem tam video, jak wyznaczać i realizować cele mając rodzinę i dzieci. Świetny materiał pełen konkretów. Goście z AE przekazują wiedzę za darmo, a jeśli ktoś chce, to może kupić ich szkolenia z ekstra materiałem.
Jednak nie o tym chcę pisać.
Dziś o roli przypadku, której spece od rozwoju osobistego uparcie nie dostrzegają.
W opowieściach Grzesiaka – oraz dziesiątki innych kołczów i trenerów – jest wielka pułapka. Pułapka w którą bardzo łatwo wpaść. Szczególnie zaczynając pracę nad sobą.
Mówią tak:
“Nie odnosisz sukcesu, bo nie znasz przepisu na jego osiągnięcie. Po prostu nie wiesz, jak to zrobić. Kiedy zastosujesz się do recepty, to odniesiesz sukces. Potrzebujesz planu i motywacji.”
Proste i oczywiste. Gdzie tu pułapka?
W przekonaniu, że sukces zależy przede wszystkim od Ciebie.
Wiem, podnoszę rękę na świętość. Przecież “wiadomo, że jak się tylko chce, to można osiągnąć wszystko”. Potrzeba tylko recepty, planu, motywacji i wytrwałości. Otóż nie.
Obiecałem sobie zaczynając tego bloga, że nie będę mamił Czytelników. I tego się pilnuję. Czasem za to płacę. Wiele osób uwielbia pokrzepiające dyrdymały. Przekonałem się o tym na własnej skórze czytając mejle po wpisie na MotywacjaDo o szkodliwych efektach pozytywnego myślenia. Masa ludzi wierzy w jego moc i żadne badania naukowców nie przekonają ich do zmiany zdania.
Wracam do przepisu na sukces.
Otóż każdy z nas może poznać taki przepis, zadbać o motywację i ułożyć plan, a i tak poniesie klęskę. Nie dlatego, że brak mu talentu czy jest zbyt leniwy.
Po prostu może nam zabraknąć szczęścia.
Jak w biznesie czy sporcie – często decyduje przypadek. Niby oczywistość…
Czemu zapominamy o tej oczywistości ładnie wyjaśnia noblista, prof. Daniel Kahneman w “Pułapkach myślenia”. Nasze umysły uwielbiają historie, które w prosty sposób tłumaczą niebywale skomplikowaną rzeczywistość.
Te opowieści, które nas przekonują, są raczej proste niż złożone, raczej konkretne niż abstrakcyjne, przypisują większą rolę talentowi, głupocie oraz zamiarom ludzkim niż ślepemu trafowi – pisze Kahneman.
Grzesiak opowiada historię o chłopaku (sobie), który urodził się w komunistycznej Polsce i nie miał bogatych rodziców, a tylko dzięki swojej wytrwałości i motywacji odkrył receptę na sukces i podbił świat. Fajna historia, prawda? Nie ma w niej miejsca na szczęśliwe zbiegi okoliczności i przypadek (to takie mało seksowne).
W opowieściach o niebywałym sukcesie Google, usłyszysz o świetnych decyzjach założycieli firmy, które podjęli mając niezwykłą intuicję i ponadprzeciętne zdolności.
Ponieważ każda kluczowa decyzja kończyła się sukcesem, dostępne nam dane wskazują, że podejmujący je ludzie cieszyli się niemal idealnym przeczuciem. Jednak w rzeczywistości na każdym z udanych etapów mógł wmieszać się pech i coś popsuć – stwierdza noblista.
No dobrze, w takim razie siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud? Jasne, że nie. Grzesiak i założyciele Google’a zrobili bardzo dużo, żeby osiągnąć sukces.
Oczywiście w historii Google’a ważne były też umiejętności, jednak w rzeczywistych wydarzeniach czysty traf odegrał znacznie większą rolę niż w naszych opowieściach na ich temat. A im większa rola szczęścia, tym mniej możemy się nauczyć – stwierdza Kahneman.
Trudno coś na to poradzić – tak już mamy, że z dostępnych informacji (zazwyczaj skąpych) budujemy możliwie najlepszą opowieść. Jeśli jest udana, to zaczynamy w nią wierzyć.
Do głowy przychodzą mi przynajmniej trzy wnioski (może się ze mną zgodzicie):
- warto robić wszystko, żeby pomóc swojemu szczęściu (np. inwestować w wiedzę) i jednocześnie zachować pokorę
- ostrożnie słuchać ludzi, którzy przekonują, że mają kuloodproną receptę na sukces
- krytycznie traktować opowieści o sukcesach np. gwiazd biznesu i możliwość wyciągnięcia z nich nauki dla siebie
Jak mówił Woody Allen: “Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość”.