Z multitaskingiem jest trochę, jak z paleniem papierosów, wyczynowym jedzeniem fastfoodów czy braniem heroiny. Niby wszyscy wiedzą, że każda z tych rzeczy szkodzi, a nawet wpędza do grobu. Tymczasem okazuje się, że np. 24 proc. Polaków pali codziennie papierosy. Nie sądzę, żeby zniechęciły ich coraz paskudniejsze zdjęcia na paczkach papierosów. Tu nie chodzi o brak wiedzy.
Pewnie słyszeliście o szkodliwości multitaskingu. “Bez przesady, co może być złego w robieniu dwóch rzeczy na raz?”
Przecież każdy wie, że można iść i rozmawiać. Prasować i oglądać film. Robić jedzenie i gadać przez telefon. Codzienne doświadczenie każdego z nas świadczy, że te i wiele innych rzeczy można robić równocześnie – bez szkody, a nawet z pożytkiem.
Rzecz w tym, co na własny użytek nazwałem multitaskingiem w wersji “soft” i “hard”.

Kiedy czynność jest rutynowa i/lub nie wymaga uwagi/skupienia/koncentracji, masz do czynienia z wielozadaniowością w wersji “soft”. Zazwyczaj jest nieszkodliwa. Więcej, w wielu przypadkach wskazana i naturalna (jak w przykładach wyżej).
Stąd krok do przekonanie, że KAŻDY multitasking jest w porządku. Kusi pogrążenie się w “twardej” wersji wielozadaniowości. Dodaj do tego nowe technologie, które niemal wymuszają multitasking, pośpieszny styl życia i gigantyczną ilość bombardujących nas informacji. Masz już pełny obraz.
Co to jest “twardy” multitasking? Robienie dwóch lub więcej rzeczy jednocześnie, z których każde wymaga umysłowego zaangażowania, czujności i pomyślunku.
Codziennie widzisz ludzi, którzy kierują samochodem i piszą sms-y (jedna z głupszych rzeczy, które można robić za kółkiem). W pracy rozmawiają przez telefon tworząc e-maila do przełożonego. Piszą do kilku znajomych na raz na messengerze lub rozmawiają z partnerem/partnerką szukając czegoś na smartfonie. Każdą z tych czynności uważają za normalną, a często nawet wskazaną i potrzebną. W dodatku sprawiającą przyjemność (za chwilę dowiesz się dlaczego).
Pamiętacie “Adwokata Diabła”? Al Pacino miał charyzmę i dar kuszenie równy multitaskingowi.
Jasne, w życiu codziennym często bardzo trudno uniknąć “twardego” multitaskingu. Byłem dziennikarzem i wiem, co to znaczy chaos i szaleńczy młyn w pracy. Być może, Twoja praca polega na ciągłym przerzucaniu się między zadaniami – zebraniami, odbieraniem telefonów i wysyłaniem e-maili. Niełatwo coś na to poradzić.
Jednak często jesteśmy multitaskerami z własnej, nieprzymuszonej woli. Wierzymy, że musimy i możemy wykorzystać każdą sekundę życia do maksimum.
Jaka jest cena za “twardy” multitasking?
- mniejsza skuteczność. Nasz mózg nie jest przygotowany do multitaskingu. Kiedy bawimy się w multitasking, mózg przerzuca się między różnymi zadaniami.
Za każdym razem robimy to kosztem swoich możliwości poznawczych – podkreśla profesor Earl Miller, neurolog z Massachusetts Institute of Technology.
Potrzebujesz o wiele więcej czasu, żeby zakończyć zadanie, robisz więcej błędów, a jednocześnie rośnie twój poziom stresu – dodaje Dave Crenshaw, autor “The Myth of Multitasking”
- szybkie zmęczenie nawet po krótkim czasie multitaskingu. Wielozadaniowość (w tym ciągłe podejmowanie różnych drobnych decyzji) pochłania olbrzymia ilości glukozy czyli paliwa, którego potrzebuje nasz mózg.
- kłopot z szybkim przechodzeniem między zadaniami. To paradoks, że mają go właśnie hardcorowi multitaskerzy. Uczestnicy badań robionych na uniwersytecie Stanforda musieli błyskawicznie ocenić, czy widzą spółgłoskę czy samogłoskę lub liczbę parzystą i nieparzystą. “Twardzi” wielozadaniowcy wypadli zdecydowanie gorzej niż ludzie, którzy unikają multitaskingu. Talent do multitaskingu to mit.
Najwięksi wielozadaniowcy są ekspertami – ekspertami w byciu rozpraszanym przez wszystko co jest wokół nich – podsumowuje prof. Ira E. Hyman z Western Washington University.
- ogłupienie: wielozadaniowość zmniejsza skuteczność rozwiązywania problemów o równowartość 10 punktów IQ. Glenn Wilson, profesor psychologii, dowodzi, że multitasking zmniejsza nasze umysłowe możliwości bardziej niż palenie marihuany.
- wielozadaniowcy łatwiej rozpraszają się podczas zadań, które wymagają ignorowania części informacji
- robienie kilku rzeczy na raz wymagających uwagi i myślenia zwiększa produkcję kortyzolu (hormonu stresu) oraz adrenaliny (odpowiada za prymitywne reakcje walka-ucieczka), może nadmiernie pobudzać mózg i utrudniać jasne myślenie.
- mózg lubi być stymulowany: za ciągłe poszukiwanie nowych “błyskotek” (działań i aktywności) nagradzany jest dopaminą, co naturalnie zachęca do dalszego multitaskingu. Zamiast wielkiej nagrody za wykonanie ważnego zadania, układ limbiczny nagradza nas dziesiątkami, może setkami “cukierków” za każdy wysłany e-mail, obejrzane zdjęcie na Instagramie lub komentarz wysłany na Facebooku (jeden z powodów dlaczego tak łatwo dać się pochłonąć przez media społecznościowe).
- wielozadaniowość zapobiega pogłębionemu, kreatywnemu myśleniu. Sprowadza się do ciągłego przełączania się między zadaniami, cofania się i wracania do początku. Żeby skupić się ponownie na wcześniej rozpoczętym zadaniu potrzebujemy czasu i energii.
- nowe badania naukowców z University of Sussex wskazują, że osoby, które częściej oddają się “twardej” wielozadaniowości mają mniejszą gęstość mózgu w jego obszarach odpowiadających za empatię i kontrolę emocji. To sugestia – nie wiadomo czy to efekt, czy źródło multitaskingu.
Trzydzieści lat temu agenci z biur podróży rezerwowali nam bilety lotnicze czy kolejowe, sprzedawcy pomagali nam znaleźć to, czego szukaliśmy w sklepach, a profesjonalne maszynistki czy sekretarki pomagały ludziom z ich korespondencją. Teraz robimy większość z tych rzeczy sami. Wykonujemy pracę 10 różnych osób, starając się nadążyć za naszym życiem, dziećmi i rodzicami, przyjaciółmi, karierę, hobby i ulubionymi programami telewizyjnymi – ocenia neurolog, prof. Daniel J. Levitin.
Wiesz już dlaczego lepiej nie mylić “miękkiego” multitaskingu z jego “twardą” wersją. Jednak, co dalej? Na szczęście nie jesteśmy skazani na multitasking.

Zerwać z wielozadaniowością jest bardzo trudno, bo na dobre wrosła w nasze życie. Jest drugą naturą wielu z nas. Ograniczenie jej wymaga pewnego wysiłku, a kto lubi się wysilać?
Profesor Glen Willson radzi zacząć od zaakceptowania swoich ograniczeń i faktu, że doba ma tylko 24 godziny, a tydzień siedem dni. To na dobry początek. Potem możesz starać się unikać robienia różnych rzeczy równocześnie. Zarezerwować czas podczas dnia tylko na sprawdzanie poczty elektronicznej, wyłączyć telefon przed spotkaniem, zamknąć laptopa, kiedy rozmawiasz przy biurku przez telefon itp.
Niemożliwe? Spróbuj tego:
Dlaczego pokochałem pomidory
Technika Pomodoro to najprostsza metoda na lepszą koncentrację i zrobienie więcej w krótszym czasie. Proszę, wypróbuj Pomodoro. Daj szansę tej technice.
Oto na czym polega:
- wybierz zadanie
- pracuj nad nim (i tylko nad nim!) przez 25 minut
- po upływie tego czasu zrób sobie przerwę, np. 5 minut
- po kilku, np. czterech sesjach Pomodoro, zrób 15-25 minutową przerwę
Cała sztuczka w tym, żeby skupić się na pracy tylko nad jedną rzeczą. Nie otwierasz mediów społecznościowych, wyłączasz powiadomienia o przychodzących mejlach, odkładasz telefon do szuflady (później oddzwonisz). To chwila, kiedy skupiasz się wyłącznie na wybranym zadaniu. Kiedy kolega o coś cię prosi, to grzecznie mówisz, że przyjdziesz do niego za chwilę.
Gwarantuję – zdziwisz się, jak dużo zrobisz przez tych 25 minut!
Jak z większością ważnych i pożytecznych umiejętności, na początku nie będzie Ci łatwo. Możesz czuć dyskomfort. Przecież dzwoni telefon, przychodzą sms-y i mejle, na Facebooku pojawiają się nowe wpisy. Dlatego zacznij od jednej sesji dziennie. Żeby ułatwić sobie zadanie, pracuj przez 15 minut zamiast 25 minut. Spróbuj przez tydzień. Czujesz, że dobrze Ci idzie, nie musisz zmuszać się do koncentracji? Przedłuż sesję do 25 minut. Potem możesz spróbować dwóch, trzech i więcej sesji na dzień. Trening czyni mistrza!
Możesz nastawić alarm na telefonie, żeby wiedzieć, kiedy upłynął czas przeznaczony na pracę.
Co robić w przerwach? Szybko przekonasz się, że 5 minut to całkiem dużo czasu. Ja w tym czasie na przykład:
- golę się
- prasuję koszulę
- podlewam kwiatki
- robię jedzenie
- rozwieszam pranie
- wyglądam przez okno 😉
- układam skarpetki i bieliznę w koszu
- robię herbatę
Możesz czuć pokusę, żeby pracować dłużej niż te np. 25 minut. Szczególnie rano – wtedy masz dużo energii i jasny umysł. Nie daj się pochłonąć robocie! To prosta droga, żeby szybko wyczerpać swoje siły. Regularne, krótkie przerwy w pracy, to świetny sposób na odpoczynek w … pracy. Dzięki nim po zamknięciu drzwi w biurze będziesz mniej zmęczony.
Niektórzy spece od produktywności narzekają, że Pomodoro nie sprawdza się przy dużych zadaniach. Twierdzą, że ta technika wymusza kończenie wszystkiego w 25 minut. Jeśli masz coś większego, to klops.
To nieporozumienie. Wystarczy, że podzielisz duże zadanie na dwie, trzy, cztery lub więcej sesji Pomodoro. Nie musisz kurczowo trzymać się zalecenia, żeby KAŻDE zadanie kończyć w 25 minut? Jak zwykle namawiam: wypróbuj metodę i jeśli przypadnie Ci do serca, wykorzystuj i dostosuj do swoich potrzeb!