Skąd brać motywację do nauki, odchudzania, zdrowszego odżywiania, ćwiczeń?
Wygląda na to, że wielu z nas – owszem, ja też – błądziło. Czekaliśmy, aż mityczna motywacja spłynie na nas z nieba. Wtedy wszystko będzie łatwe, miłe i przyjemne. Skończy się ślubem, a nawet happy endem. To nieporozumienie.
Źródło trwałej motywacji do działania jest gdzie indziej.
Każdy pamięta moment, kiedy uderzała w nas błyskawica inspiracji, bez względu czy chodziło o ćwiczenia na siłowni czy naukę języka francuskiego. Każdy pamięta też, jak ten impuls nigdy nie wywołał akcji – zauważa Jeff Haden w świetnej książce “The Motivation Myth”.
Przypomnijcie sobie.
Modlimy się o motywację. A ta kapryśna: raz jest, raz jej nie ma. I nawet jeśli niebiosa ześlą nam natchnienie, to zazwyczaj nie pojawia się ono z wystarczającą mocą, żeby nakłonić nas do działania. Ewentualnie motywacja błyskawicznie się wypala i znika, jak pobudzenie po wypiciu kawy.
(Poznaj 3 tajniki skutecznej motywacji odkryte przez badaczy)
W tym problem z motywacyjnymi mowami czy inspirującymi memami (nazywam je “motywacyjnym porno” ). Dają chwilową przyjemność, a realne efekty tylko w specyficznych przypadkach.
Przemowy motywacyjne, inspirujące cytaty i wyzwania takie jak chodzenie po ogniu Tony’ego Robbinsa mogą pomóc Ci wyobrazić siebie na szczycie góry z uniesionymi w tryumfie rękami, ale ten efekt jest ulotny. Kiedy emocje opadną, zostajesz sam, porzucony pod tą samą górą, potężnie onieśmielony czekającą Cie wspinaczką – zauważa Haden.
Kilka takich ciosów i można na dobre stracić chęć do podejmowania wyzwań…
No dobrze, nie oglądamy Grzesiaka, nie chodzimy z Robbinsem po ogniu. Nie czekamy na oświecenie. Co dalej?
Skąd brać zatem motywację do nauki, odchudzania, zdrowszego odżywiania, ćwiczeń czy realizacji innych celów?
(Sprawdź, czego o odniesieniu sukcesu nie powiedzą Ci guru od rozwoju osobistego)
Jest tylko jedna recepta, żeby mieć motywację.
To sukces. Konkretnie: zastrzyk dopaminy, który dostajemy, po tym, jak zaobserwujemy swoje postępy – stwierdza Jeff Haden.
Takie zastrzyki mamy na wyciągnięcie ręki. Da je radość z małych pozornie niewielkich sukcesów, ale osiąganych regularnie.
Małe sukcesy są fajne i motywujące.
Każde spalone pół kilograma, każdy trening, którego nie odpuściłeś na rzecz serialu na Netflixie, każde przebiegnięte/przemaszerowane 100 metrów – to małe zwycięstwa z których bierzesz satysfakcję i motywację.
Motywacja nie jest czymś co masz. To coś, co czerpiesz z siebie, automatycznie, z tego, że czujesz się dobrze osiągając drobne sukcesy – tłumaczy autor “The Motivation Myth”.
Sukces to proces: robienie właściwych rzeczy, we właściwy sposób, raz za razem.
Nie cieszymy się świadomie z jednego z najbardziej satysfakcjonujących doświadczeń na ziemi: wolnego stawania się silniejszym, wprawniejszym lub mądrzejszym – pisze Haden.
Zamiast tego śnimy, żeby z dnia na dzień stać się milionerem, stracić 10 kg zbędnego tłuszczu lub awansować na stanowisko dyrektora.
(Sprawdź, dlaczego proces jest tak ważny, żeby odnieść sukces i osiągnąć, co pragniesz )
Spójrzmy na ludzi sukcesu.
Wyznaczają cel, a potem skupiają się na procesie, potrzebnym do jego osiągnięcia. Tak robią np. wybitni sportowcy. Wybierają cel, a potem o nim “zapominają”. Oczywiście, nadal pragną zdobyć olimpijskie złoto. Jednak najbardziej troszczą się o to, co mają zrobić dziś – o najbliższy trening. I kiedy go wykonają, cieszą się z tego małego zwycięstwa. Cieszą się, bo przybliża ich do celu.
My też nie musimy czekać na “kiedyś” żeby poczuć się dobrze; jeśli zrobiłeś, to co zaplanowałeś na dzisiaj, jesteś zwycięzcą – stwierdza Haden.
Oczywiście, to nie będzie łatwe.
Sukces – trwały, znaczący, dający spełnienie – nigdy nie jest łatwy. Aby ukończyć coś ważnego, a przede wszystkim cele o którym inni mówią, że jest nieosiągalny, musisz ruszyć tyłek i tyrać. Nie ma drogi na skróty – podkreśla Haden.
Kiedy zbytnio skupiamy się na celu, nie tylko tracimy całą przyjemność z małych zwycięstw. Po jego osiągnięciu możemy stracić całą chęć do działania.
Przekonałem się o tym na własnej skórze.
Trenowałem do przebiegnięcia maratonu z czasem poniżej 4 godzin. Taki był cel. Przez kilka miesięcy miałem 4-5 treningów w tygodniu. Spory wysiłek, przede wszystkim psychiczny.
Biegałem zazwyczaj rano – po odprowadzeniu córki do przedszkola, a przed wyjściem do redakcji. Dzięki temu pracę zaczynałem z potężną dawką energii, świeżą głową i dobrymi pomysłami. Koledzy i koleżanki zaczynali od kawa, a ja płynąłem na fali endorfin. Każdy zakończony trening powinien być dla mnie małym zwycięstwem.
Tymczasem niby doceniałem efekty treningów, ale cały czas myślałem o maratonie. Maraton, maraton, maraton. Ostatecznie skupiłem się na celu zamiast na procesie.
Potem dostałem medal, złapałem oddech i pstryk, moja chęć do biegania wyparowała. Dosłownie – przez wiele tygodni nie miałem ochoty założyć butów i zrobić marnych kilku kilometrów. Choć świetnie wiedziałem, że warto nadal biegać, a po treningu poczuję się wyśmienicie …
(jeśli chcesz przebiec maraton w czasie poniżej 4 h, to tutaj znajdziesz dobry plan treningowy 🙂
Moje doświadczenie potwierdza Haden w “The Motivation Myth”.
Jeśli twoim celem było zbudowanie biznesu z 10 milionami złotych dochodu, poczujesz się wspaniale w chwilę po jego osiągnięciu. Jednak to tylko moment. Jeśli twoim celem było przebiegnięcie maratonu, to poczujesz się rewelacyjnie sekundę po przebiegnięciu linii mety. Jednak ten moment sukcesu, to tylko moment – podkreśla Haden.
Nie potrzebujesz skupiać się na tym, czego nie masz, bo to co masz – jakkolwiek wydaje się nieznaczące – wystarczy:
- nie potrzebujesz czekać, aż będziesz miał więcej czasu; masz tyle czasu ile trzeba
- nie potrzebujesz czekać, aż będziesz miał więcej pieniędzy; pieniądze nigdy nie napędzają sukcesu (choć jeśli tak wybierzesz, to mogą być rezultatem sukcesu – sprawdź, co zrobić, żeby kasa dała Ci szczęście!)
I przede wszystkim: absolutnie nie potrzebujesz więcej motywacji!